poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Ktoś

Strzelce Opolskie - miasteczko smutne jak z baśni Andersena, a w deszczu takim jak dzisiaj ten smutek wdziera się wszystkimi możliwymi wejściami. Idę na dworzec i tu nagle zaskoczenie, kilka radiowozów obstawionych policjantami...czekają na kogoś. Gdy w sennym miasteczku zaczyna się coś dziać od razu ściągają w to miejsce ludzie...chodzą, podpytują, zastanawiają się. Podobno mają kogoś przywieźć...Z Gliwic czy z Opola - nie wiadomo, więc czekają. Nie bardzo wiedzą na kogo ale są wytrwali...może zabił siedem osób, może wcale, a może po prostu nie płacił alimentów. Z daleka widać światełko, znak zbliżającego się pociągu...Na chwilę nieruchomieją, patrzą co się stanie. Pociąg podjeżdża, ale żaden z policjantów nie rusza sie z miejsca,ten co palił papierosa - pali go nadal, ten co rozmawiał nie przerywa...a zatem to nie ten pociąg, nie na ten czekają. Chwila ulgi, przerwa, jakby to chodziło o nich,a przecież nie, teraz już są pewni, że zły człowiek przyjedzie z Gliwic. Przyjedzie albo go przywiozą, czy wie co tutaj na niego czeka?A to się zdziwi, ale należało mu się za to co zrobił, bo zrobił coś na pewno. I nagle głos w megafonie zapowiada tak oczekiwany, mimo, iż nikt z obserwujących w podróż się nie wybiera, ale oczekiwany bezsprzecznie pociąg. I znowu to samo napięcie, znieruchomienie...wśród policjantów też poruszenie, a zatem mieli rację. Za chwilę dowiedzą się na kogo czekali, może nawet poślą mu pogardliwe spojrzenie albo chociaż uśmiech, albo lepiej nic nie zrobią, będą obojętni, niech sobie nie myśli. Ale zamieszanie stróżów prawa nagle ucichło, coś poszeptali, ktoś gdzieś zadzwonił, potem dał znak innym i wszyscy jak na komendę wsiedli do swoich samochodów i odjechali. Jak to, przecież mieli tu kogoś przywieźć, przecież czekali tak długo i teraz nic? Świadkowie chwili jeszcze postoją parę minut, rozejrzą się, aż w końcu ociągając się, będą się rozchodzić mając wciąż przed oczami tego człowieka bez twarzy, ale z tobołkiem grzechów jak wyprawką na długą drogę.