wtorek, 21 lutego 2012

Był Ktoś - wspomnienie o Irenie Jarockiej

Czas zmarłych odmierza się w rocznicach. Może dzięki temu pamiętamy, że byli nierozerwalnie związani z nami. Obchodzili imieniny, urodziny, nawet w dniu śmierci przecież jeszcze byli. 
Niezmiernie ciężko jest pisać wspomnienie o osobie, która jak nikt inny przywoływała życie i radość istnienia. Jak dziś pamiętam moment, w którym dowiedziałam się o śmierci Ireny Jarockiej i ilekroć o tym pomyślę, mam poczucie ogromnego nietaktu, bo dowiadywać się o odejściu ze statusów na jednym z portali społecznościowych, w przypadku Osoby z taką klasą i wewnętrzna elegancją, to kwestia po prostu złego smaku, ale nie mogłam nic na to poradzić, tak się stało. Potwierdzeniem tej wiadomości stała się data śmierci, która pojawiła się na stronie głównej Artystki tuż po dacie urodzin. Czas się domknął i zastygł. Zatem wszelkie pomyłki i przekłamania zostały odrzucone. Wówczas w mojej głowie pojawił się totalny chaos, próba odnalezienia wspomnień, zdjęć, zapisków, związanych z Ireną. Kilkakrotnie czytałam swoje wpisy na stronie, przypominałam sobie rozmowy z Ireną, które nigdy nie były tak ważne jak w tamtej chwili.
Irenę poznałam podczas promocji płyty „Małe rzeczy”, spotkanie było o tyle dziwne, że właściwie miało do niego nie dojść z mojej strony, gdyż rano obudziłam się z gorączką i potwornym samopoczuciem, które raczej nie sprzyjało podróżom. Niemniej jednak pojechałam późniejszym pociągiem, co spowodowało, że dotarłam spóźniona na promocyjny recital. Najpiękniejsze jednak miało się dopiero zdarzyć, albowiem kiedy zostałam już przedstawiona Artystce, to na jej gest przytulenia odpowiedziałam, że jestem przeziębiona, na co ona odparła „daj spokój” i przywitała się ze mną serdecznie. Ta sytuacja, jak i wiele późniejszych potwierdziła, że mam do czynienia z Kimś wyjątkowym, człowiekiem w stuprocentowym tego słowa znaczeniu, który ma pełną świadomość siebie, wie po co żyje i wie, że to życie jest tylko przystankiem na którym należy zostawić cały bagaż przepięknych doświadczeń i iść dalej. Irena spełniała się w dawaniu, wierzyła bowiem, że tylko to co po sobie pozostawi w sercach i pamięci innych ma sens i tak też żyła, przekazując swoją filozofię, skupiając naszą uwagę na codziennych,  „małych rzeczach”, a odwracając wzrok od  trosk i niepotrzebnych zmartwień. Irena prowadząc rozmowę utwierdzała swojego słuchacza w tym, że to on jest najważniejszy. Pytania o swoje samopoczucie, zmęczenie, bagatelizowała skupiając się na drugiej osobie. Interesowało Ją wszystko -  zdrowie, praca, dom. I pamiętała wcześniejsze rozmowy, nawet jeśli minęło kilka miesięcy od ostatniej. Zawsze sprawiała wrażenie osoby nietutejszej, przybywającej z tej jaśniejszej strony świata. Nie pamiętam Jej zniecierpliwionej, zmęczonej, zdenerwowanej. Z Jej twarzy nie schodził uśmiech, a z oczu promieniała radość. Nawet teraz kiedy z drugiego pokoju dobiegają mnie dźwięki „Kawiarenek” to widzę Ją niezmiennie promienną, kołyszącą się na scenie w takt muzyki i szczęśliwą. Jak wtedy, gdy widziałam Ją po raz ostatni, na opolskim rynku, odsłaniającą swoją gwiazdę. Ale to nie gwiazda była najważniejsza, bo to Ona skupiała na sobie całą uwagę. Zdawała się mówić do przybyłych gości „dziękuję, że przyszliście, bardzo się cieszę, że was widzę”. Te słowa padały najczęściej i to z nimi będę już zawsze kojarzyć Irenę Jarocką.
Moim najbliższym sercu wspomnieniem jest wspólna kolacja, jedzona z jednego talerza, podczas jednego ze spotkań, w śremskiej restauracji. Irena zamówiła makaron faszerowany szpinakiem i zaproponowała mi skosztowanie i tak oto jadłyśmy wspólnie. Może dlatego czuję taką niezwykłą więź, bo według wierzeń afrykańskich spożywanie z jednej miski wiąże w sposób szczególny i jest dużym wyróżnieniem. Tym wyróżnieniem dla mnie jest cała znajomość z Ireną i choć trwała tak krótko, to zostawiła swój ślad na zawsze. Z perspektywy czasu bardzo żałuję, że choć te piosenki towarzyszyły mi od wczesnej młodości, to dopiero kilka lat temu zdecydowałam się na pierwszy udział w koncercie . Powyższy tekst jest swoistym rozliczeniem się ze wspomnieniami, ale też oddaniem hołdu wspaniałej Artystce i jeszcze wspanialszemu Człowiekowi
Adam Zagajewski, wspominając Wisławę Szymborską, powiedział, iż jak odchodzi ktoś kogo się kocha, to otwiera się otchłań i wówczas trzeba zamknąć oczy i czekać. Czekam zatem i ja, ale już dużo spokojniejsza, bo wiem, że dzięki tej znajomości jestem silniejsza i czuję co dzień tę niewidzialną, opiekuńczą rękę nad sobą. Teraz ja mogę powiedzieć dziękuję i nieść dalej przesłanie piosenki „tak żyć, żyć, by coś zostało z tych dni, dni,  kiedy się miało w ramionach cały świat”.
 19.02.2012.

Brak komentarzy: