Dzisiaj zobaczyłam martwego gołębia. Leżał na jezdni, chyba ktoś go przejechał. Zwierzę miało rozerwany brzuch, a z niego wysypywały się ziarna grochu. Całe mnóstwo. Wyglądało to jak rozpruta maskotka, z której wypadły watowane kulki. Zupełnie niegroźnie, spokojnie, bez negatywnych emocji. Śmierć czegoś, co nigdy nie żyło. Właściwie nie śmierć, tylko zepsucie się zabawki. A przecież on był. Był.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz