niedziela, 19 lipca 2009

Lato



Siedzę na balkonie. Dosięga mnie zapach łagodnie parzonej kawy, sygnał rozpoczęcia wieczornej biesiady, spotkań i przedsmaku nocnych rozmów Polaków. Trochę jak w reklamie, więcej jak w życiu. Zapach kawy wydobywający się zza okien, to dla mnie jeden z wielu zapachów lata. Tych, które wracają zawsze i bezpiecznie rozgaszczają się na kilka miesięcy. A lato pachnie dyskretnie. W przeciwieństwie do ostrej zimy, leniwej jesieni czy zachłannej wiosny. Lato osnuwa świat pajęczyną i zamyka w ciepłym kokonie z waty cukrowej. Lato pachnie dzieciństwem i wyprawami nad rzekę. Pierwszym latawcem i pierwszym upadkiem z drzewa. Tego zapachu nie da się pomylić z żadnym innym. I wszystko mu się poddaje - muśnięta słońcem pszenica, starta w pył ziemia, nawet motyle zachłyśnięte lepkim powietrzem są inne. Dla mnie lato to pora wędrowania najdalej od miast. Kiedy oczy bolą od błękitu, stopy przeskakują kłujące źdźbła traw, a we włosy wplątują się owady - wiem, że jestem i że nic więcej mi nie potrzeba. Chyba, że permanentnego trwania, w którym najlepszy jednak wiatr.

Brak komentarzy: