poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Szeptem...

...bo tak się nie kłamie.
Czytam "Białe zeszyty" Sonii Reduńskiej, książkę zdefiniowaną jako dziennik intymny. To dla mnie złe określenie. Intymny brzmi cicho, delikatnie, a te zapiski są jakby wywróceniem człowieka podszewką do góry, gdzie wszystkie mięśnie, nerwy i serce przede wszystkim, które przez skórę są ledwo słyszalne, tu krzyczą rozdzierająco. Trudna książka, przede wszystkim dla samej autorki, bo takie pisanie musi boleć. Tytuł zaczerpnięty z Osieckiej i piosenki "Oczy tej małej". Te oczy smutne, niekochane, zaniedbane patrzą przez każde słowo dziennika.
Ujęło mnie zdanie: "Zdarza mi się chcieć stąd zwiać. Z drugiej jednak strony - nigdzie nie czuję się tak jak przy tym człowieku". Przypomniała mi się Elf, bo przy niej mam podobne odczucie. I niczym bohater jednej z "Opowieści chłodnego morza"P. Huelle, który pod wpływem tajemniczej kobiety w chuście wrócił do malowania (Huelle określił to jako powrót "do siebie"), ja dzięki Elf wróciłam do pisania. Po prostu napisałam o niej i nie wiedziałam, że od niej do świata jest tak blisko. W każdym razie wiem, że tu jest moje miejsce. Nie mam co prawda specjalnego warsztatu, ale posiadam coś na kształt "trzeciego oka", którym szczegółowiej rejestruję rzeczywistość i wiem, że muszę to wykorzystać. Czuję też pierwszy raz , że mogłabym się przed kimś całkiem otworzyć. Nie dlatego, że Elf chce słuchać, ale dlatego, że ja chcę mówić. Ale o tym Jej nie powiem. Nieustannie wracają do mnie słowa Łozińskiego, iż ludzie o których pisze go nie rozumieją. Nie wiem na ile takie przeczucie jest powszechne, ale do mnie pasuje. Ja też czasami Elf nie rozumiem. Wydaje mi się małostkowa w swoim wypominaniu komuś nowej sukienki czy w zazdrości o spojrzenie mężczyzny, które nie jest skierowane na Nią. Ale z drugiej strony moje rozczulanie się nad bocianem też pewnie Jej się takie wydaje, więc chyba nie ma sensu rozwodzenie się nad słowami, których znaczenie i tak każdy dopasowuje do siebie.
Brakuje mi Jej, tak jak brakuje mi długo nie widzianych przyjaciół, czy bliskich znajomych. Może nawet brakuje bardziej, bo w przypadku tych pierwszych i drugich mam wewnętrznie poukładaną ich obecność; wiem, że są. Czuję, że jeden z ważnych elementów mojego świata odpadł ze ściany i rozbił się na kawałki. Gdzie Indziej jest trudne i niewygodne. Nie podoba mi się Gdzie Indziej.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Każdy kiedyś był w takim miejscu.Trzeba sie z tym pogodzić,chociaż to cholernie trudne.Nie zmusisz ludzi,zeby cię rozumieli,ale szkoda,ze czasami inni tak komplikuja proste sprawy.Rozmawialismy o tym.Nie znam i nie rozumiem tej pani o ktorej piszesz,ale ja wiecej nie rozumiem niz rozumiem.DS