Wybywam na Śląsk.
Jadę do Przyjaciółki, porozmawiać, pośmiać się, pobyć.
Życzę Wam Wszyskim spokojnego i udanego weekendu.
Do niedzieli!
wszelkie skojarzenia - zdarzeń, miejsc, osób - z rzeczywistymi, są jak najbardziej uzasadnione
piątek, 29 stycznia 2010
środa, 27 stycznia 2010
Rachunki
Ludziom którzy władają piórem
(W mniej lub bardziej udany sposób)
Nie należy powierzać sporządzania
Zestawień sprawozdań raportów
Na nic podpieranie się podmiotem lirycznym
Zasłanianie metaforą
Nawet dobra pointa nie załatwia sprawy
Myśli wylewają się za marginesy porządku
Ręka przyzwyczajona do ważenia słów
Słabnie przy najlżejszych cyfrach
Pączkująca tabela
Kaszle utajoną fantazją
Trzeba będzie długo czekać na wyniki
Pielęgniarka w niebieskiej bieli
Z uśmiechem podaje dwie kapsułki na sen
Fot. NBPortal.pl
poniedziałek, 25 stycznia 2010
Janek
Lubił nietypowe słowa
Jak gdyby ze słownika synonimów
Wybierał przedostatni wyraz
Wojnę nazywał inwazją
Deszcz spolszczał do regeniku
A kubek talerz nóż były rynsztunkiem
Niezbędne uzbrojenie na dzień
Nawet koło jego domu rosły tylko przylaszczki
I lwie paszcze
Posadzone równolegle na onomatopeicznych grządkach
Jakby zwykła stokrotka naruszała ustalony porządek
Mimo iż Bellis przywołuje piękno
Pospolitość była jak grzech
Plama na wyprasowanym kołnierzyku
O której długo przypominały pręgi na dziecięcym ciele
Tylko koniec świata nastał zwyczajnie
(przeprawa przez sen gdzie rzeki składają się tylko z odpływów)
Jak przekręcenie kluczyka w stacyjce
Gdy świeżo naoliwiony zamek
I ta pewność że zdąży się na czas
Fot. Michał Magdziak, tyt. "Tato"
Jak gdyby ze słownika synonimów
Wybierał przedostatni wyraz
Wojnę nazywał inwazją
Deszcz spolszczał do regeniku
A kubek talerz nóż były rynsztunkiem
Niezbędne uzbrojenie na dzień
Nawet koło jego domu rosły tylko przylaszczki
I lwie paszcze
Posadzone równolegle na onomatopeicznych grządkach
Jakby zwykła stokrotka naruszała ustalony porządek
Mimo iż Bellis przywołuje piękno
Pospolitość była jak grzech
Plama na wyprasowanym kołnierzyku
O której długo przypominały pręgi na dziecięcym ciele
Tylko koniec świata nastał zwyczajnie
(przeprawa przez sen gdzie rzeki składają się tylko z odpływów)
Jak przekręcenie kluczyka w stacyjce
Gdy świeżo naoliwiony zamek
I ta pewność że zdąży się na czas
Fot. Michał Magdziak, tyt. "Tato"
piątek, 22 stycznia 2010
Dzień Dziadka
Złapany w pajęczą sieć
Chudy jak ważka
Zaparza herbatę w kubku ocalałym z Auschwitz
Glina bez domieszek pęka
Dłonie które dojrzewały w ziemi
Powoli wracają do źródła
Nie pamięta że wczoraj odwiedził go sąsiad
Ale rozpoznaje wszystkie kolory
Na czarno-białych pocztówkach z dawnego świata
Leniwe słońce wspiera się o framugę okna
Ono też posiwiało
Wieczorem kolana obrosną wnukami
Drobna postać zniknie w rubensowskiej perspektywie
Różanych policzków
I znów popłynie opowieść o wojnie królewnie i siedmiu rzekach
Które dawno przebyte
Ale nikt przecież nie musi wiedzieć że to tak blisko
Fot. Magda K. (bts.fotolog.pl)
wtorek, 19 stycznia 2010
Pływaj
Kiedy byłam mała
Ojciec wnosił mnie na barana do wody
Morze ciepłe i miękkie
Skrapiało chude stopy by szybciej rosły
Wtedy ojciec zrzucał mnie z ramion
Jak plecak po długiej podróży
- Teraz pływaj
I płynęłam
Papierowa łódka wycięta z najczystszej bieli
Origami z człowieka
Potem morze się kurczyło
Opadało
Jakby było liściem wykrzyczanym przez jesień
Dzisiaj znajomy głos
Woła przez ulicę
Więc biegnę jak kiedyś wyrzucając w górę ręce
Po piasku przemienionym w sól
Żadnego cudu nie było
Żółte kalosze rozchlapują kałużę
Miejscowy cyklop łypie dużym brudnym okiem
- Pływaj
Fot. http://farm4.static.flickr.com
sobota, 16 stycznia 2010
Tamburyn
W ciemności sufit
Pozostaje wciąż biały
Ścigają się na nim ślady pochodni
Powracających do domów
Czasami na sygnale przejedzie
Chwilowe wzruszenie
Wtedy najbardziej
Lubię podglądać latarnie
Które okienna szyba mnoży
W chudą armię strażników nocy
Zasadzony przed godziną chmiel
Kiełkuje kwiatem najczystszej radości
Nie jestem śpiąca
Tamburyn nieprzerwanie odmierza
Przypadki
Stare filmy
Głodny plan jutra
Głuche latarnie
Ustawiają w szeregu
Bezdomnych bywalców ulicy
W których wciąż tańczy dzieńObraz: John William Godward
piątek, 15 stycznia 2010
Jedno pytanie
Właśnie wróciłam ze spotkania z Szymonem Hołownią*, bardzo udanego, bo od dawna ten człowiek mnie intrygował i fascynował intelektem oraz konsekwencją zdobywania wiedzy. Można go nie lubić, nie słuchać, ale ani jednego, ani drugiego nie da się mu odmówić. Trochę się obawiałam, jako osoba, której religia sprowadza się do akceptacji świata, takim jakim jest i byciu dobrym, w miarę możliwości i po prostu. Wynika to z pewnością z lenistwa, powiązanego z brakiem umiejętności skupienia nad danym problemem i studiowania do bólu świadomości (co bynajmniej nie jest powodem do chwały), ale zdaję sobie sprawę, że jak w piosence Ewy Błaszczyk "sama zapłacę za to wszystko, za piękno i głupotę ludzką, za tę na cudze jabłka chęć". I właśnie o świadomość tutaj chodzi, o przemyślenia, "zdrowe" chrześcijaństwo, będące opowieścią o integralności człowieka i coś, co mnie ujęło najbardziej, iż chrześcijaństwo w konsekwencji prowadzi do odnalezienia siebie i życiu w zgodzie z samym sobą. A do wszystkiego można dojść tylko i wyłącznie poprzez rozmowę, co dla mnie jest oczywiste. Ale właśnie, takie wnioski wymagają przebycia długiej drogi, nawiązywania relacji, oczytania i przede wszystkim - głodu wiedzy. Nie jestem przekonana, czy te, podane w postaci gotowej, refleksje mogą przekonać ludzi, którzy nigdy głęboko nie dumali nad sensem wiary. I tutaj zrodziło się moje pytanie, poprzedzone zresztą informacjami o niewielkim oczytaniu naszego społeczeństwa i pytaniami z sali, gdzie można było dowiedzieć się naprawdę dużo, a pytania kręciły się wokół Małgorzaty Foremniak, czy zarzutów o radosne podejście do religii, nad którą należy się przecież pochylać i umartwiać. I wobec tego czy za kilka lat nie będzie sytuacji w której pan Hołownia najzwyczajniej w świecie nie będzie miał do kogo mówić, że jego rozwój wpędzi go w pułapkę intelektu, gdzie chęć podzielenia się refleksjami spotka się z totalną obojętnością i niezrozumieniem. I wówczas jedyną szansą na zbawienie będzie belgijski znak drogowy z informacją "koniec ronda". Pytanie nie ma jednak podtekstu - aby się poddać, wynika z czystej ciekawości. Cena myślenia leci na łeb na szyję, więc sama zmagam się z odpowiedzią i nie wiem, wiem natomiast, że przeczytam "Monopol na zbawienie", na dobry początek pracy nad sobą.
_____________________________
* Spotkanie z Szymonem Hołownią odbyło się 15.01 w opolskiej drukarni Opolgraf w ramach cyklu spotkań "Fabryka Inspiracji".
_____________________________
* Spotkanie z Szymonem Hołownią odbyło się 15.01 w opolskiej drukarni Opolgraf w ramach cyklu spotkań "Fabryka Inspiracji".
niedziela, 10 stycznia 2010
Samotność
K.
Właściwie wszystko w tym temacie
Powiedziano
Każdy początek zatem banalny
A każda pointa oczywista
A jednak w swym dopowiedzeniu
To najciemniejsza tajemnica
O mojej wiedzą tylko
Ostygłe ramiona
I dodatkowa poduszka
Z zabliźnionym wgnieceniem
Po krótkiej wojnie
I niech tak zostanie
Fot. www.gryonline.pl
piątek, 8 stycznia 2010
Zmiana
A kiedy się wybudził
W niespieszności południa
Właśnie zmieniało skórę
Jeszcze pod stopą zaszeleścił klon
I zakołysała się czerwień
Uwięziona w sieci babiego lata
Dobrze że nikt nie widział
Złapane na gorącym uczynku
Pewnie czmychnęłoby za
Najbliższą chmurę
A tak wszystko dopięte na ostatni
Guzik sukni
Która doczekała się premiery
Reżyser niepostrzeżenie
Zbiera ze sceny przedwczorajszy kostium
Wybieg w styczeń
Dzieje się
Już
Fot. Joanna Szelewa (Komorowska)
W niespieszności południa
Właśnie zmieniało skórę
Jeszcze pod stopą zaszeleścił klon
I zakołysała się czerwień
Uwięziona w sieci babiego lata
Dobrze że nikt nie widział
Złapane na gorącym uczynku
Pewnie czmychnęłoby za
Najbliższą chmurę
A tak wszystko dopięte na ostatni
Guzik sukni
Która doczekała się premiery
Reżyser niepostrzeżenie
Zbiera ze sceny przedwczorajszy kostium
Wybieg w styczeń
Dzieje się
Już
Fot. Joanna Szelewa (Komorowska)
niedziela, 3 stycznia 2010
Pierwszy śnieg
Chłopiec o poziomkowych policzkach
Wbiega radośnie w pierwszy dzień
Zimy
Tuż za chłopcem na chropawej skórze chodnika
Podskakują sanki
Prezent urodzinowy
O rozpoczętym właśnie terminie ważności
Drewniana rączka coraz głębiej chowa się
W różowych dłoniach
Nogi niosą szybciej i szybciej
Zdyszaną niecierpliwość
Nawet zagubiona czapka
Macha z oddali uśmiechniętym pomponem
Jest i góra
Dokładnie tysiąc sto piętnaście kroków
I trzy potknięcia od domu
Teraz trzeba tylko poczekać
Na pierwszy śnieg
Źrenice łapczywie świdrują niebo
Po lakierowanych przęsłach sanek
Z impetem zjeżdża słońce
Fot. www.styldrew.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)