sobota, 11 lipca 2009

Jasminum

Zastanawiam się jak bardzo uzależnieni jesteśmy od zapachu. Wystarczy podmuch wiatru niosący woń palonych liści, a wraca tamta droga do liceum, podczas jednego z listopadowych poranków i ten sam strach przed lekcją geografii. Idąc ulicą nieraz zdarzyło mi się obejrzeć za mężczyzną, który pachniał zielonym Str8-em zmieszanym z czerwonym posmakiem Pall Mall-i. Tak pachniał tylko M. Zapach Małej Elf, z kolei, jest intensywny, jakby wyznaczała za jego pomocą granice swojego terytorium. I wczoraj jak stałam pośrodku pogrzebu, sto kilometrów stąd, otoczyła mnie znajoma woń. Nie miało znaczenia, że to obca kobieta, stojąca obok. I tak poczułam się bezpiecznie, jako, że perfumy zostały skojarzone momentalnie z pierwszą Właścicielką i to z Nią zostaną na zawsze. Nie wiem, co to za zapach, ale wiem, że jest dobry. Podobnie jak tamten - wody toaletowej i papierosów. Jest wiele takich - naftaliny, którą pachniała Babcia, G. Sabatini, noszonej przez Magdę, czy mandarynek, którymi przesiąknięte było dzieciństwo.
Są też złe zapachy: migrenowa woń benzyny, czy wody po goleniu Adidas, która przypomina A., a o którym wolałabym zapomnieć. Ale zapachy są bezlitosne.
Niewątpliwie najczulszą oazą różnorodnych zapachów było dzieciństwo. Może dlatego, że wówczas wszystko takie pierwsze i niektóre wonie chciało się najintensywniej zatrzymać, alby nie zapomnieć. Tak pachniały śliwki, papierówki, stare klatki schodowe, deszcz, lato. Dzisiaj to wszystko oczywiste, ale nawet na najbardziej znany zapach kompotu, wydobywający się z obcego okna, zdarza nam się odwrócić na kilkanaście lat wstecz. Deja vu nie istnieje bez deja senti.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Świetny tekst, moje wspomnienia wszystkie wiążą się z zapachami, a najbardziej pamiętam chyba ognisk jesienią. To całe moje dzieciństwo. Pozdrowienia - AgaP.

Kopacz pisze...

Tak , to prawda zawsze zapachy jesieni przywołują u mnie mnóstwo wspomnień :)