Król się rodził
Na odludnym ołtarzu górskiego kościółka
Kolorowe postacie
Cesarskim cięciem scyzoryka
Zaludniły zimowy wieczór
Tuż za oknem
Wtulając dłonie w chustę
Szecherezada odchodziła w tę jedną noc
Domkniętej opowieści
Nikt nie zauważył że stało się już
Na szklanym ekranie nie tańczyła
Pierwsza gwiazdka
Więc starym zwyczajem zadzieraliśmy głowy
Oddechami rozhuśtując firankę
Wtedy ojciec przyniósł dwie pomarańcze
Dla niego Bóg się rodził
Już czterdzieści razy
Mimo to biegł
- To dla dzieci - powiedział
Zabawki w tym roku rosły za
Wysoko
Matka zdjęła z choinki
Całodniowe zniecierpliwienie
I zaprosiła do stołu
Dwie pomarańcze
Zza szyby przedwojennego sekretarzyka
"Mirra"
Rozrzedzały półmrok
Soczystym zapachem Tajemnicy
8 komentarzy:
Sądzę, że żaden komentarz nie "odda" myśli towarzyszących czytaniu Twojego wiersza - a ostatnia strofa to majstersztyk zapisanych odczuć Tamtego Wieczoru.
Więc może nieudolnie, nieudolniej odpowiem tak:
Wigilia II
Wszystkie biedy roku
białym przykryte obrusem
Pod nim siano
na nim
o jedno nakrycie więcej
Czekamy . . .
. . . na Boga
Marek
...ROBI SIĘ NASTROJOWO
nawet u "tej" zmęczonej kobiety....
serdeczności M.
Małgorzato,
jak zwykle pięknie :-)
Nie odpowiem wierszem... Pamiętam podobne pomarańcze i pierwsze święta z kolorym telewizorem :)
Teraz jedno i drugie w zasięgu ręki i dzieci będą miały wspomnienia.
Ajaj, pięknie :)
Jestem znów, obiecuję szybkie nadrobienie zaległości w lekturze i przy okazji gorące pozdrowienia dla autorki.
Zgadzam się. Refleksyjno-pięknie.
I prawie Świętami zapachniało.
Dziękuje Wam Kochani:)
Marku, piękny wiersz, jak zawsze.
Kajkop - bardzo mi miło i też pozdrawiam!
Dzieki za ciekawe informacje
Prześlij komentarz