niedziela, 3 maja 2009

"Tatarak"

Całkiem niezły film. Bałam się trochę, bo dla mnie Wajda jako konstruktywny reżyser już dawno się skończył, z kolei Krystyna Janda jest stworzona do ról kobiet na zakręcie, w pozostałych bywa różnie. Ale po świetnym - "Parę osób mały czas" nabrałam ponownej wiary w Jej pasję i możliwości. "Tatarak" trudny. Kompilacja trzech tekstów: Iwaszkiewicza, Maraia oraz zapisków Jandy. Trójgłos, który momentami się rozpadał, ale zasadniczo nie wypadło to najgorzej. Bardzo spodobało mi się połączenie czterech perspektyw: filmowej, teatralnej (osobiste wyznania Jandy), fragmentów z planu, które momentami były niezbędne dla ogarnięcia całej akcji (chociażby próba zrozumienia Iwaszkiewicza i tego, dlaczego uczynił tatarak bohaterem swego opowiadania) oraz jednego ujęcia wybiegnięcia poza plan, ale także z udziałem kamery - ta scena akurat nie była konieczna, ale też nie ingerowała negatywnie w całość, może troszkę zbyt powiało melodramatem. Monodram w filmie rozegrany mistrzowsko - w zaciemnionym pokoju, odwróceniem od kamery, minimalnymi środkami wyrazu, został ukazany cały dramat bez przekroczenia granicy sentymentalizmu czy uteatralnienia. O ile w przypadku śmierci taka granica istnieje. Iwaszkiewicz też dograny do końca. Osnuty wokół słów, iż życie szybko przechodzi w śmierć (podstawowy podział znaczeń, ale występują też inne młodość-starość, uczucie-szkiełko i oko). Bardzo dobrze zarysowana obojętność i mechaniczność zawodowa lekarza w stosunku do swojej żony, która już dawno przestała nią być, stając się obiektem badań. I jakby podskórna chęć jeszcze zaczepienia się życia wyrażona w spotkaniach z młodym chłopcem, który ostatecznie umiera wcześniej od cierpiącej na zaawansowany nowotwór płuc bohaterki Iwaszkiewicza. Dwie śmierci, które zbiegły się w "Tataraku" - ta nagła nieoczekiwana i ta poprzedzona długą chorobą ukazały wielowymiarowość życia, jednocześnie odbierając bohaterkom wszystko. Bardzo spodobała mi się scena z piłką która wracała w dawno nie otwieranym pokoju synów, którzy polegli w Powstaniu Warszawskim. Był to jakby znak zmiany, zmiany na lepsze. A także deszcz, który pojawia się podczas sceny ucieczki z planu i trwa w ostatnim akcie monodramu. W tym obrazie nie ma elementów zbędnych, wszystko gra, na wszystko trzeba zwrócić uwagę. Dobrze, że ten film powstał.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

A mnie się film nie podobał,taki sztuczny momentami.Chociaż motyw z piłką faktycznie-genialny