niedziela, 17 maja 2009

Z notatek odnalezionych - P. (04.2006.)

Na początku było słowo. Od kiedy jednak słowo zaczęło się obracać i przybrało kształt litery P. nic już nie było jasne. P. był zasadą, równaniem matematycznym o możliwie największej liczbie rozwiązań, przy czym jedno rozwiązanie zaprzeczało drugiemu, a to drugie - kolejnym. Stąd też P. budził sprzeczne uczucia od gniewu i bezsilności, po najsilniejsze- nieustannego powrotu.
Przesłanek było niewiele - dyplom z Hemara, kilka akordów Watersa, "Imagine" Lennona płynące z komórki marki Siemens i ta cholerna szczegółowość historii. Pewnego dnia P. przybrał postać strzykwy (Holothuria edulis rote), która pękła w swej naturze dokładnie w połowie. Rozpadł się zatem na formę i ulotność, i każda w swoją stronę pragnęła uciekać i w końcu pozostawała niewzruszona.Treścią P. było bowiem unicestwianie i odnajdywanie, zbieżność przeciwstawienia, stąd każdy początek był od razu wynikiem, a każdy wynik-nieprawdziwym. P. doświadczał siebie przez innych i nie był w tym odosobniony,ale nie wiedział,że im więcej odnajdzie swojego,nawet w przypadkowych ludziach,zdarzeniach,tym łatwiej ucieknie przed formą. Nie, nieprawda,że nie wiedział, wiedział dobrze, ale nie pamiętał siebie w innych,ba, nawet nie pamiętał siebie w sobie,czasami tylko jakiś dźwięk,litery układające się w słowo Vonnegut,nawet całe zdania i wtedy nawet on wpadał w zastawioną przez siebie pułapkę wiecznego powrotu.
Przy-bycie P. wprowadziło zamęt w słowach, znaczenia zaczęły się rozrastać,otwierać na inne wymiary,łamały się wbrew wszelkim zasadom, zresztą P. zburzył wszystkie zasady.
Na końcu też będzie słowo.

Brak komentarzy: