sobota, 2 maja 2009

Tęcza


Towarzyszyła mi w podróży ze Strzelec Opolskich do Opola. Namalowana na szybie pociągu. Właściwie wyrwany fragment z rozżarzonej planety Wenus, otoczony cieniutką niebieską linią, co wspólnie utworzyło coś na kształt tęczy. Była i cieniem, który pozwalał mi na czytanie w pełnym słońcu, wdzierającym się do wnętrza pociągu. I czymś, co przyciągało mój wzrok, gdy oderwany od zadrukowanych drobnym maczkiem kartek szukał wytchnienia. Myślałam także o autorze tego spray'owego dzieła. Zapewne nastoletnim, znudzonym podróżą i ożywionym którymś z kolei Dębowym mocnym pasażerem, a może właśnie porządnym człowiekiem, który raz postanowił zrobić coś szalonego i wymyślił sobie tęczę na szkle malowaną...tak właśnie zrodził się strumień możliwości i przypuszczeń, który podobno zwie się wyobraźnią. A wszystkiemu winna kolorowa plama na jednym z kilkudziesięciu okien pociągu osobowego, plama w której ja dostrzegłam akurat tęczę. Chyba na zawsze zostaje w nas odczarowywanie obłoków - zabawa z dzieciństwa polegająca na odkrywaniu w chmurach innych kształtów, a nawet całych krajobrazów. Widzimy, chcemy zobaczyć, jest - ulotne i prawdziwe.

1 komentarz:

maĆ...ej! pisze...

...mają te "obłoki" coś z "poezji" jeśli wiesz co mam na myśli ;P pozdr.