sobota, 2 maja 2009

Bocian

Zobaczyłam go przypadkiem. Jak zwykle szłam szybko, za szybko na spacer. Ale taką już mam naturę, że wszystko robię szybko, nieokreślony bliżej pęd życia. Był piękny dzień. Wiosna w pełni rozpraszała mój wzrok. I nagle on. Pośrodku zieleni na podmokłym, błotnistym wycinku świata. Stał dumnie na jednej nodze; od razu skojarzył mi się z kreskówkowym wcieleniem bociana, w podtekście zapewne czekającym na żabę. Ale ten był spokojny, całkowicie wkomponowany w krajobraz, jak gdyby i on i przestrzeń nie mogli istnieć osobno. Stałam zatem i patrzyłam. Tak samo nieruchomo, ale już oddzielnie. Jako człowiek nie pasowałam tam. Drobny mój ruch wprowadziłby niezłe zamieszanie. Orientując się, że lada moment on mnie zobaczy - oddaliłam się najciszej jak umiałam. Uznałam to wydarzenie za ważne, zatem powiedziałam o tym napotkanym chwilę później znajomym z pracy. Padły słowa o dobrej wróżbie, czyli rychłym macierzyństwie, które ja przyjęłam z półuśmiechem. Była też niewzruszona Ewa - "no gdybyś zobaczyła latającego koalę, o to byłoby coś...". Zatem ten bocian to nie było coś, a skoro nie było coś, to było nic - posługując się logicznym równaniem. Mogłam przecież nie zwrócić uwagi, spojrzeć akurat w inną stronę. Przejść za wcześnie, lub za późno. Ale przechodziłam w czasie bociana i jego skupienia, które pozwoliło mi na moment się zatrzymać z za szybkiego marszu. Tylko tyle.

1 komentarz:

maĆ...ej! pisze...

...ma ten "bocian" coś z "biedronki" jeśli wiesz co mam na myśli ;P pozdr.