poniedziałek, 28 września 2009

Inna Dziewczyna Bez Zapałek (część trzecia)


Borek wrócił tylko raz w jej dorosłym śnie, kilka lat temu. Nie była wtedy w dobrej formie. Znowu wpadła w otchłań samej siebie, kiedy zamknęła się na kogoś na kim jej naprawdę zależało. Wybrała samotność i przez długi czas przekonywała siebie, że postąpiła słusznie; nawet dobrze jej szło, poznała nowych ludzi, jeździła w góry, chłonęła to życie w mikroskali takiej, jaką sobie wyznaczyła. Przeszłość jednak wracała; w przerwach między zgiełkiem miasta, a ciszą odludnego mieszkania; w przesmykach między kolejnymi myślami. Wówczas nie znosiła siebie, tych ograniczeń, których nie umiała przezwyciężyć. Kiedy się wydawało, że już może coś się uda zmienić, przeskoczyć, nadchodziła otchłań, która ją wyniszczała od środka, wydrążała z pozytywnych emocji i pozostawała niepokój, z którym przyszło jej się zmagać do dzisiaj. Wiedziała, że jest okaleczona, nie potrafiła tylko znaleźć źródła tego stanu, a może wolała nad tym się nie zastanawiać...Jej okaleczenie polegało na ucieczce przed dobrem, dawaniem w najczystszej postaci - bez oczekiwania czegoś w zamian. W takich sytuacjach zwykle czuła się niewygodnie, bo gdzieś tam kołatała się myśl o cenie i stale rosnącym długu. Ponadto zawsze wydawało jej się, że spotyka mężczyzn słabszych od siebie, a dopiero niedawno zrozumiała, że to może ona była za silna.
W każdym razie pewnej nocy wrócił Borek, był taki, jakim go zapamiętała - rozpromieniony psią radością (nawet raz pomyślała sobie, że psy nic innego nie potrafią poza byciem szczęśliwymi) w biegu ku niej. Ona patrzyła na niego jakby z góry, a Borek biegł i biegł, zorientowała się, że krąży w labiryncie ulic jakiegoś miasta. Nic dziwnego, że nie umiał się odnaleźć, był psem z gór i tylko w Białce Tatrzańskiej poruszał się swobodnie. Wiedziała, że chce dotrzeć do niej, ale nie potrafi znaleźć właściwej drogi. Ona go wołała z góry, ale pies chyba nie słyszał, natomiast wiedział, że jego pani gdzieś musi być. Kiedy tęsknota i zniecierpliwienie sięgnęły kresu - obudziła się. Jak zaczęła analizować swój sen, doszła do wniosku, że pod postacią ukochanego przyjaciela z dzieciństwa, pokazali jej się wszyscy ludzie, którzy próbowali do niej dotrzeć; też wiedzieli, że gdzieś musi być jej prawdziwa istota, sedno, które tak przyciągało, ale nie potrafili odnaleźć drogi -  może dlatego, że ona sama jej nie zna. Od lat ma wrażenie, że obraca się wokół własnej osi, więc wszelkie wskazówki nie miałyby sensu, a co gorsze - mogłyby sprowadzić innych na manowce.
Dzisiaj wróciło to wspomnienie - i snu i refleksji. Wyjrzała przez okno - późnowieczorny księżyc wyglądał jakby został uwięziony za szybą i próbował się stamtąd wydostać. Patrzyła na rozmazane, chropowate światło wydobywające się z ciemności i poczuła jakby noc ją przedrzeźniała, a może każdy ma swoją pułapkę w którą prędzej czy później wpada i trzeba jakoś z tym żyć?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

skoro Ty mnie, to ja Ciebie też poobserwuję, w dodatku z wielką przyjemnością, bo pięknie piszesz. żałuję, że dopiero teraz tutaj trafiłam!
pozdrawiam ciepło :-)

Małgorzata pisze...

Bardzo mi miło:) Zapraszam.