sobota, 19 września 2009

Inna Dziewczyna Bez Zapałek (część pierwsza)


( zdjęcie: www.malarze.walhalla.pl )

Odkąd pamięta lubiła kwiaty. Nawet jej mieszkanie, chociaż w starym budownictwie i daleko od zieleni, wyglądało jak ogród. Miejsce pracy również było umeblowane najprzeróżniejszymi roślinami: doniczkowymi, suszonymi, a w porach letniej i wiosennej - świeżymi, którymi akurat obrodziła ziemia. Czułość z jaką je podlewała, przycinała liście czy obracała do światła, była czułością matki, która jak najwięcej chce oddać z siebie i zapewnić podopiecznym szczęście.
On uwielbiał patrzeć jak przesadzała kwiaty. Zawsze go śmieszyło, gdy wysypywała ziemię na podłogę, zamiast na gazety, które łatwo byłoby zwinąć. Ale ona była uparta, jak postanowiła, tak być musiało. Przynajmniej tak ją odbierał -  w żadnym geście, spojrzeniu nie dostrzegał wahania. Lubił mimochodem napotykać jej wzrok, w jej oczach przetaczały się nawałnice i przeglądał ocean, czasami udawało mu się uchwycić skrawki duszy jak spadające fraktale śniegu. Przyglądał się jej dłoniom, które dźwigały roślinę jak jedwab - zdecydowanie i delikatnie zarazem. Nigdy nie widział takiej czułości u innej kobiety. Ziemia przesypywała się między palcami, a on błagał w myślach czas, który także przesypywał się gdzieś nad nimi, aby na chwilę zamarł i o nich zapomniał.
Dziewczyna ceniła kwiaty za nienarzucające się piękno i dojrzewanie w ciszy, coś czego brakowało ludziom z jej otoczenia. Zdecydowanie wolała milczenie, niż rozmowę. Nie dlatego, że była nieśmiała, ale z powodu braku zaufania do słów, których codziennie bezsensownie wyrzucanych są miliony. Ona nie lubiła tracić ani słów, ani czasu, ani siebie. Dlatego to, co miała najlepszego, oddawała roślinom i ziemi.
On zawsze przychodził akurat wtedy, kiedy coś robiła przy kwiatach. Nie wiedział, czy trafia w takie momenty, czy ona nieustannie poświęca się temu zajęciu. Zwykle chował się za framugą i patrzył tak długo, aż ona go nie ujrzała. Wówczas odkładała swoją pracę i podchodziła aby przyjąć przeczytanie książki i wypożyczyć kolejne. Chyba też podświadomie czekała na te wizyty, mimo, że nigdy nie zamienili słowa na temat inny niż książki. A może właśnie dlatego.
Którejś soboty nie przyszedł. Nie dało się nie zauważyć jego zniknięcia, ale też nie odczuła tego faktu boleśnie. Jego nieobecność była jak ześlizgnięcie się motyla po sercu, a kwiaty, na które patrzył przez jej dłonie pną się wytrwale na oknie, ku niebu.
Wszystko jest jak dawniej. Nawet jego urlopowana karta biblioteczna czeka w tym samym miejscu, na wypadek powrotu.

6 komentarzy:

Latarnik pisze...

Część 1 była lekka i zwiewna, 2 także. Część 3 jest już inna, zaczyna rozwijać się akcja... Teraz czekam coraz bardziej niecierpliwie na dalszy ciąg :)

AnSa pisze...

..lekkość misternie tkanych słów..:) i prześliczny obraz..
pozdrawaim ciepło..

Kadarka pisze...

Mam jakieś uczucie, że on jej się bał. Bał się i podziwiał. Może mężczyźni wolą mieć jasne sytuacje niż niedomówienia? Słowa są ważne, oglądając i zachwycając się niczego nie jest się pewnym.

Małgorzata pisze...

To jest w ogóle kobieta, która wzbudza duży dystans, więc bardzo prawdopodobne, że się bał; a może wolał patrzeć, bo w ten sposób trwała magia chwili, może bał się zepsuć coś, co powstawało w jego głowie...

Kadarka pisze...

Zdaje się ona jest na zewnątrz zimna, w środku kryje się wulkan emocji. Ona też może się bać kolejnego zranienia, porażki, chamstwa... To co oddaje kwiatom rekompesuje jej na jakiś czas dialog z bliskim człowiekiem. Do czasu... Czasem nie wiedzieć co stracili on i ona :).

Małgorzata pisze...

Też tak myślę. Ona przybrała pewną pozę, którą sprzedaje światu - na zasadzie "dajcie mi spokój, jestem w nastroju nieprzysiadalnym", ale w gruncie rzeczy to dobry i interesujący człowiek. Myślę, że ona sama dużo straciła przez taki wybór, a może teraz boi się wycofać? Bo już świat jest inny i inna ona.